Witajcie Kochani!
Na wakacjach w Chorwacji nie miałam dostępu do internetu. W sumie to nie starałam się o to nawet. Wskazówki zegara zatrzymały się łaskawie na jednej godzinie - godzinie odpoczynku od życia i trosk dnia codziennego.
Oczywiście nie trwało to zbyt długo...Jak wracam z wakacji, to zawsze mam potem lekką depresję. Zwłaszcza jak naoglądam się tyle pięknego błękitu czystego nieba i krystalicznie czystego morza. Podobają mi się niezmiernie te domki z drewnianymi okiennicami. Namawiam męża, żeby zostać tam na zawsze :) Ja hodowałabym oliwki i figi, a on łowił by ryby :P
Mieszkaliśmy w miasteczku Tribunj, ale jeździliśmy sobie często do innych miejscowości na inne plaże. Jeździliśmy wzdłuż wybrzeża Chorwacji i zatrzymywaliśmy się na kąpiel tam, gdzie nam się spodobało. Najlepsze są dzikie miejsca. Nie ma tylu ludzi i słychać tylko szum morza i fale obijające się o skały.
Z synkiem szukaliśmy podwodnych skarbów i podziwialiśmy morskie stworzenia :).
Mąż wyławiał mi skorupki jeżowców. Nazbierałam też sporo muszelek i innych skarbów, które na pewno wykorzystam w dekoracjach domowych. Obłowiłam się w kwiatostany lawendy do zrobienia własnoręcznie pachnących woreczków oraz w listki laurowe. Tak przyznaję się...cierpię na zbieractwo wakacyjne :).
Wieczorami zwiedzaliśmy miasteczka, podziwialiśmy zachody słońca i obserwowaliśmy jak rybacy przywozili złowione ogromne tuńczyki.
Moim ulubionym zajęciem jednak było wylegiwanie się na słońcu. Kiedy mąż z synkiem nurkowali i byli pochłonięci podwodnym światem, ja mogłam "pracować" nad opalenizną :).
Eh...Było cudownie. Teraz pocieszam się drobnymi przyjemnościami i biegam szykując się na zawody na 10 km. Liczę, że te endorfiny z biegania pomogą mi w leczeniu kaca pourlopowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz